Niedobór półprzewodników – problem nie tylko w czasie pandemii
Półprzewodników brakuje i taki stan rzeczy będzie się utrzymywać jeszcze przez jakiś czas. Jak długo – tego nie wiadomo, ale braki układów scalonych mogą potrwać nawet kilka lat. I chociaż za główną przyczynę takiego stanu rzeczy uważa się pandemię COVID-19, tak poradzenie sobie z koronawirusem wcale nie oznacza, że problemy z półprzewodnikami znikną.
COVID a mikroprocesory
Zacznijmy jednak od początku.
11 marca 2020 roku Światowa Organizacja Zdrowia uznała epidemię COVID-19, czyli choroby wywołanej przez koronawirusa SARS-CoV-2, za pandemię. W rezultacie poszczególne państwa zdecydowały się na wprowadzenie lockdownów – odgórnie narzuconych ograniczeń w funkcjonowaniu gospodarek. Ograniczeniami została objęta większość gałęzi przemysłu, w tym również elektrotechniczny i elektroniczny. Produkcja półprzewodników, a w konsekwencji sprzętu elektronicznego czy samochodów, została wstrzymana lub bardzo mocno spowolniona; stan ten utrzymuje się po dziś dzień.
Co więcej, pandemia sprawiła, że wszędzie tam, gdzie było to możliwe, firmy zaczęły wdrażać model pracy zdalnej. Uczniowie i studenci również zostali zmuszeni do nauki w domach. Pociągnęło to za sobą zwiększenie zapotrzebowania na sprzęt komputerowy, co dodatkowo bardzo mocno zmniejszyło i tak dość skromne zapasy układów scalonych. Nie zapominajmy też o konieczności ograniczenia kontaktów społecznych – ludzie zamknięci w czterech ścianach zaczęli korzystać z gier czy usług streamingowych w większym stopniu, niż przed pandemią. Poskutkowało to często zakupem nowego sprzętu, na przykład konsol lub komputerów. Boom na kryptowaluty także nie pomógł w zwiększeniu dostępności do komponentów elektronicznych, ponieważ koparki kryptowalut – w ogromnym uproszczeniu – wymagają dużej mocy obliczeniowej. A tę zapewniają mikroprocesory.
Pandemia, szczególnie w Azji, ma się ku końcowi. Więc w teorii sytuacja na rynku półprzewodników powinna powoli wracać do normy. Problem polega na tym, że tak nie jest. A wszystko ze względu na politykę.
Niedobór półprzewodników jako skutek działań politycznych
Nie jest tajemnicą, że ogromna większość globalnej produkcji mikrochipów odbywa się w Azji. A dokładniej w Chinach, Korei Południowej i na Tajwanie. Prawa do tych technologii znajdują się głównie w rękach Amerykanów. Tym niemniej na skutek wojny handlowej pomiędzy Chinami i USA prezydent Donald Trump zdecydował się w 2020 roku na sankcje wobec SMIC, największego chińskiego producenta zaawansowanych układów scalonych. W praktyce sprawiło to, że amerykańskie firmy zostały zmuszone do zmiany dostawcy mikrochipów. Wybór padł na tajwańskie TSMC. Jest to jedna z dwóch największych firm na świecie produkujących najbardziej zaawansowane chipy do użytku w elektronice, z której korzystamy na co dzień. Drugą firmą jest południowokoreański Samsung.
Łatwo się domyślić, że jeszcze przed pandemią linie produkcyjne TSMC i Samsunga pracowały praktycznie na maksimum swoich możliwości. Sankcje nałożone na chińskie SMIC sprawiły, że Tajwańczycy i Koreańczycy skupili się głównie na produkcji zaawansowanych chipów dla strategicznych kontrahentów, np. Apple. A przecież nie każdy kontrahent może zostać uznany za strategicznego.
Oczywiście wyżej wspomniane chińskie SMIC, tajwańskie TSMC oraz koreański Samsung nie są jedynymi producentami układów scalonych na świecie. Tych jest zdecydowanie więcej, także w Chinach. Tym niemniej inne firmy tworzą chipy mniej zaawansowane, z których korzystają chociażby producenci samochodów czy sprzętu AGD. I ci wytwórcy elektronicznych podzespołów także mają problemy produkcyjne. Chociażby ze względu na ekologię.
Niedobór chipów a ekologia
Co wspólnego ma ekologia z produkcją mikroprocesorów, a ściślej rzecz ujmując z ich brakiem? Okazuje się, że bardzo dużo. W ogromnym skrócie:
- W 2021 roku Tajwan nawiedziła susza. Jako że woda jest konieczna do produkcji układów scalonych, linie produkcyjne przez jakiś czas nie pracowały na 100% swoich możliwości.
- Chiny również miały spore problemy natury ekologicznej. Tegoroczne nawałnice i powodzie mogły uszkodzić tamtejsze elektrownie wodne. Ich naprawa oraz konserwacja wiąże się z tymczasowymi przerwami w dostawach energii, także do fabryk mikrochipów.
- Ostatnio Chiny postanowiły zmniejszyć zużycie energii przede wszystkim ze względu na nadmierną emisję dwutlenku węgla. I tak się złożyło, że cięcia te dotknęły prowincje, w których produkuje się układy scalone m.in. dla amerykańskich firm.
Nietrudno się domyślić, że tego rodzaju ekologicznie motywowanych działań może być w przyszłości więcej.
Do tego dodajmy napiętą sytuację pomiędzy Chinami a Tajwanem oraz USA czy zakończenie importu australijskiego węgla do Chin. Węgla, który zasilał elektrownie w Państwie Środka, a z którego Pekin chce całkowicie zrezygnować w najbliższych latach. Takie działania mogą tymczasowo podnieść ceny prądu, a tym samym wpłynąć na ceny oraz dostępność komponentów elektronicznych produkowanych w Chinach.
Podsumowując: raczej nie liczmy na zwiększoną podaż mikrochipów w najbliższej przyszłości. Po prostu, jako globalny zachód, musimy zacząć samodzielnie produkować zaawansowane procesory.
“Po prostu, jako globalny zachód, musimy zacząć samodzielnie produkować zaawansowane procesory.” Dobrze powiedziane tylko kto to finansuje? I czy są teraz na zachodzie odpowiedni specjaliści ku temu.